Tak jak obiecałam Alanowi, przyszłam do pracy wcześniej. Zanim wyszłam z domu, rozważałam przez chwilę, czy nie zadzwonić do szefa i nie poprosić o wolne, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowałam. Bądź co bądź, nie stało się w końcu nic strasznego. Fizycznie nic mi nie było. Ucierpiała tylko moja dusza, co znaczyło, że mogę normalnie pracować. Do pracy dotarłam w porze obiadowej i nawet pomimo tego, że nie serwowaliśmy tu jakiś wymyślnych dań, na lunch przychodziło tu sporo ludzi. Dzisiaj cieszyłam się z tego, że nie mam dużo wolnego czasu, bo dzięki temu nie myślałam o wydarzeniach z poprzedniej nocy.
Niestety, nie jestem wspaniałą aktorką i mój podły nastrój dało się wyczuć na kilometr. Kiedy stałam przy barze, czekając aż Jack przyrządzi dla mnie drinki, podeszła do mnie Sanjita. Wiedziałam, że będzie chciała ze mnie wszystko wyciągnąć, a ja naprawdę nie chciałam mówić o tym, co mi się przydarzyło.
- Pamelo Maxwell! - powiedziała to całkiem poważnym tonem. - Co ci leży na duszy? - dodała po chwili, już nieco radośniej, bardziej naturalnie.
- Wszystko w porządku, Sanji. - skłamałam. - Nie spałam zbyt dobrze. - to akurat była prawda. Cały czas się budziłam i nie mogłam sobie znaleźć wygodnej pozycji. W tej chwili drinki przygotowane przez barmana - w którym się podkochiwałam - znalazły się na mojej tacy. O mało nie westchnęłam z ulgą. Uśmiechnęłam się - choć bardzo ciężko mi to przyszło - do przyjaciółki i ruszyłam w kierunku stolika, przy którym siedział Matt Hilton, ze swoimi kumplami. Wszyscy byli przed trzydziestką i gdyby nie to, że już byli podpici, byliby naprawdę atrakcyjnymi mężczyznami. Matt prezentował się z nich wszystkich najgorzej, ale to nie przeszkodziło mu w tym, żeby znowu mnie pozaczepiać. Jego dłoń, niby przypadkowo, musnęła moje udo, kiedy odchodziłam od ich stolika. Miałam ochotę rąbnąć go tacą w głowę, ale udało mi się jakoś powstrzymać ten odruch. Nie chciałam, żeby Alan tracił przeze mnie klientów. Jednak dzisiaj bardzo łatwo można mnie było wyprowadzić z równowagi, więc miałam nadzieję, że takie zdarzenia nie będą już miały miejsca.
Koło godziny dziewiętnastej, w barze zrobiło się całkiem pusto. Przysiadłam na wysokim stołku barowym, ręce oparłam na ladzie, a na nich położyłam głowę. Byłam zmęczona i śpiąca, a wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Największe tłumy zwalą się tu za godzinę i znów będę musiała włączyć najwyższe obroty. Westchnęłam. Chciałam iść już do domu, ale dzisiaj nie mogłam wyjść wcześniej. Mając chwilę wolnego, zastanowiłam się nad tym, co stało się wczoraj. O mało nie zostałam zgwałcona i zabita. Właściwie nie miałam pewności, czy napastnik chciał mnie zabić, ale sądząc po tym, jaki miał przy sobie nóż, taka opcja była bardzo prawdopodobna. Gdyby nie Pan Tajemniczy Nieznajomy, pewnie leżałabym teraz gdzieś w rowie. Łzy znów stanęły mi w oczach. Pam, uspokój się - nakazałam sobie w myślach. Nie mogłam przecież robić scen w pracy. Pomyślałam o czymś przyjemniejszym. O Nathanielu. Nie miałam okazji dobrze mu się przyjrzeć, ale to co widziałam, utkwiło w mojej pamięci. Był wysoki i miał ciemne krótkie włosy, które były trochę na żelowane. Jeżeli dobrze pamiętam, to miał zielone oczy. Mocno zarysowaną szczękę i najpiękniejsze usta, jakie kiedykolwiek widziałam. Na to wspomnienie, na moich wargach pojawił się niewielki uśmiech.
- O czym myślisz, kochanie? - głos Jacka wyrwał mnie z zamyślenia. Nie byłam z tego powodu zadowolona, bo naprawdę miło mi się rozmyślało o moim Panu Tajemniczym Nieznajomym.
- Ach... - spojrzałam na niego i wzruszyłam ramionami. - O niczym szczególnym, Jack. - odparłam. Wstałam ze stołka i weszłam za bar, żeby móc sobie trochę pogawędzić z barmanem. - Widzę, że tobie też się nudzi. - dodałam po chwili, a wzrok utkwiłam w jego ciemnych oczach. Och, mogłabym w nich utonąć. Jack jest wysoki i szczupły i dosyć szeroki w barkach. Ciemne włosy ma dłuższe niż przeciętny facet, ale bardzo mu z tym do twarzy. Grzywka często wpada mu do oczu, a ruch jakie wykonuję, żeby ją odgarnąć, jest cholernie przesłodki. Ma też prosty nos i dosyć wąskie, ale bardzo ponętne usta. Jest naprawdę bardzo przystojny. Teraz patrzył na mnie, wyraźnie zastanawiając się nad czymś. Uniosłam prawą brew do góry i skrzyżowałam ręce na swojej klatce piersiowej.
- O co chodzi? - spytałam.
- Zastanawiałem się... - uciął. Ok, robiło się coraz dziwniej. - Pomyślałem, że może miałabyś ochotę wyskoczyć ze mną dziś wieczorem na wyścigi samochodowe? - wyrzucił wreszcie z siebie, to co go trapiło, a mnie dosłownie opadła szczęka. Odkąd zaczęłam tu pracować, nie marzyłam o niczym innym, jak o randce z Jackiem, a teraz moje sny, najwyraźniej miały się spełnić. Nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Jasne, czemu nie. Bardzo chętnie się rozerwę. - odpowiedziałam po chwili, żeby nie pomyślał sobie, że jestem zbyt szczęśliwa. - Nie wiedziałam, że interesujesz się wyścigami. - postanowiłam pociągnąć temat. Byłam ciekawa tego, czym interesuję się Jack.
- Od trzech lat. Czasem nawet sam biorę w nich udział. - O kurcze. Bardziej chyba nie mógł mnie zaskoczyć. Ktoś tu lubi adrenalinę. Pogadaliśmy jeszcze przez chwilę, a potem musiałam wrócić do pracy. Mój humor znacznie sie poprawił, no i oczywiście, nie mogłam się doczekać końca zmiany.
Te kilka godzin, przez które ciężko pracowałam, minęło mi całkiem szybko. Byłam strasznie zmęczona, ale na szczęście miałam dość sił, żeby dotrzymać Jackowi towarzystwa, na tych wyścigach. Cieszyłam się, że wreszcie mogę się z nim spotkać, poza miejscem pracy. Pożegnałam się z Sanji, rzucając jej przy tym znaczące spojrzenie, a widząc jej reakcję, roześmiałam się. Niemal biegłam na zaplecze, ściągając przy tym fartuszek, a kiedy tylko dotarłam do swojej szafki, wrzuciłam go do niej. Wyjęłam też swoją torebkę i poszłam do łazienki. Umyłam ręce i poprawiłam włosy. Sięgały mi już prawie do połowy pleców i stwierdziłam, że będę musiała je podciąć. Uwielbiałam swoje włosy, ale kiedy robiły się zbyt długie, były bardzo niesforne. Pomalowałam usta bezbarwnym błyszczykiem i wyszłam z łazienki, wpadając prosto na Jacka, który już na mnie czekał.
- Och, przepraszam. - uśmiechnęłam się i przez chwilę znów tonęłam w jego oczach.
- Nie ma sprawy. Możemy już iść? - jego aksamitny głos dosłownie pieścił moje uszy. O rany! Pam, ocknij się, nakazałam sama sobie.
- Tak, jestem gotowa. - odparłam pospiesznie i ruszyłam w stronę wyjścia, czując jak na moich policzkach pojawiają się rumieńce.
Okazało się, że wyścigi odbywają się poza miastem, na nieużywanym odcinku autostrady. Wszyscy spotykali się przy niewielkim budynku. Wyglądało mi to, na jakąś starą stację benzynową. Zgromadziło się tu sporo osób, stało też wiele samochodów. Wszystkie były specjalistycznie podrasowane, dzięki czemu osiągały większe prędkości. Zastanowiłam się i zdałam sobie sprawę, że to wszystko jest nielegalne. Nie wyglądało jednak na to, że ma tu za chwilę podjechać jakiś radiowóz, więc chyba nie miałam większych powodów do obaw. Bardziej przejmowałam się tym, jak wyglądam. Wszystkie dziewczyny, które tutaj były, były ubrane w bardzo wyzywające ciuchy. Króciutkie spódniczki, niebotycznie wysokie obcasy, a zamiast bluzek, jakieś skrawki materiału. A ja? Ja miałam na sobie zwykłe dżinsowe spodnie i białą koszulkę. Przy nich wyglądałam, jak zakonnica. Miałam ochotę schować się za Jackiem, tak żeby nikt mnie nie widział. Niestety nie mogłam tego zrobić, i jak się później okazało, bardzo dobrze. Poznałam kilka całkiem przyjemnych osób, z których najbardziej zapamiętałam młodą dziewczynę Rose i jej chłopaka Michaela. Później rozpoczęły się wyścigi, więc nie było okazji już z nikim pogadać. Wszyscy byli pochłonięci dopingowaniem swoich ulubieńców i obstawianiem zakładów.
Dobrze się bawiłam i poczułam, że trochę zbliżyliśmy się do siebie z Jackiem. Dlatego, kiedy było trzeba się zbierać, trochę posmutniałam.
- Podobało ci się? - spytał Jack, kiedy staliśmy już pod kamienicą, w której mieszkałam.
- Pewnie! Było wspaniale. - odpowiedziałam radosnym tonem i posłałam mu uroczy uśmiech. - Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś to powtórzymy. - naprawdę miałam wielką, wielką nadzieję.
- Byłoby miło. Następnym razem, mógłbym zabrać cię w jakieś bardziej romantyczne miejsce. - odwzajemnił mój uśmiech, a pode mną mało się nogi nie ugięły. - Pomyślimy o tym innym razem, a teraz uciekaj spać. - podszedł do mnie, dłonie ułożył na moich policzkach i złożył na moich ustach pocałunek. Jego usta były takie miękkie i delikatne, a jego język ciepły i szybki. Do tej pory nie wiedziałam, że ktoś może tak wspaniale całować. Odruchowo objęłam go rękoma w okół szyi i przymknęłam powieki. Było mi teraz tak fantastycznie, że chciałam, aby ten moment trwał całą wieczność. Niestety, chwilę potem Jack odsunął się trochę ode mnie i życzył mi dobrej nocy. I faktycznie. Ta noc była o niebo lepsza od poprzedniej. Zupełnie zapomniałam o wszystkich przykrych rzeczach, a wszystkie złe myśli zastąpiły te milsze, związane z Jackiem.
south side of love.
wtorek, 9 lipca 2013
piątek, 5 lipca 2013
~ Rozdział II ~
Nie miałam pojęcia, co napastnik zamierza ze mną zrobić. Porwać mnie, zgwałcić, zabić? Sądząc po tym, jak mocno mnie trzymał, na pewno nie miał przyjacielskich zamiarów. Dłoń, którą zasłaniał moje usta, śmierdziała smarem, więc domyślałam się, że być może facet pracuje przy samochodach. Jego palce były grube i spocone, przez co zebrało mi się za wymioty. Zakręciło mi się też w głowie, bo oprócz ust, mężczyzna zatykał także mój nos i powoli zaczynało brakować mi powietrza. Resztki sił wykorzystywałam na próbę uwolnienia się, ale z marnym skutkiem. Przez te kilka sekund zdążyłam zmówić wszystkie modlitwy jakie znałam - nie było ich dużo, bo nie jestem idealną chrześcijanką - a do tego dodałam kilka swoich własnych, w których prosiłam Boga, żeby nie pozwolił, abym zginęła w tak idiotyczny sposób. Zamordowana gdzieś w ciemnej uliczce. Łzy płynęły po moich policzkach, a wraz z nimi spływał tusz do rzęs. Pomyślałam sobie, że wyglądam teraz fatalnie, ale po chwili skarciłam samą siebie. Jak w takim momencie mogę myśleć o tym, jak wyglądam? To niedorzeczne!
Szczypałam swojego porywacza w dłoń, którą zaciskał na moim brzuchu i wierzgałam nogami, ale w końcu kompletnie opadłam z sił. Całkowicie rozluźniłam swoje wszystkie mięśnie i pozwoliłam się poprowadzić. Mężczyzna poluźnił trochę dłoń na mojej twarzy i nareszcie mogłam złapać oddech. Jeszcze nigdy powietrze nie smakowało mi tak bardzo. Nieznacznie się uspokoiłam i przestałam płakać, bo miałam świadomość, że napastnika może to jeszcze bardziej rozjuszyć. A przecież tak bardzo chciałam żyć. Zastanawiałam się dokąd idziemy. Niestety straciłam orientację w terenie i nie miałam zielonego pojęcia gdzie jesteśmy. Podejrzewałam, że jest to jakaś ciemna uliczka, albo jakiś tunel. Latarnie były bardzo rzadko rozstawione, a w niemal wszystkich oknach, które udało mi się zobaczyć, było ciemno. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie mam żadnych szan, że to już koniec. Nawet gdyby udało mi się zacząć krzyczeć, to i tak nikt by mnie nie usłyszał. Z trudem powstrzymywałam kolejną porcję łez, która zaczęła napływać mi do oczu. Wiedziałam, że jeżeli znowu się rozpłaczę, nie zdołam się już uspokoić.
Po kilku minutach dosyć szybkiego marszu, w końcu się zatrzymaliśmy. Byliśmy w parku; dobrze znałam to miejsce. Gdy byłam młodsza często tutaj przychodziłam. Ta fala wspomnień, która przepływała przez moją głowę, uświadomiła mi, jak bardzo kocham swoje życie, bez względu na to, jakie czasem jest nudne, i jak daje mi w kość. Naprawdę nie chciałam umierać, a teraz śmierć dosłownie stała nade mną i czekała na moją duszę. Mężczyzna popchnął mnie tak mocno, że wylądowałam na trawniku. Obróciłam się na plecy, żeby widzieć jakie ma zamiary i zaraz tego pożałowałam. Coś błysnęło w świetle księżyca. Nóż! Cholernie duży, ale na pewno nie kuchenny. Facet wyciągnął go z pochewki, którą miał przypiętą do paska spodni. Mimowolnie, cichutko jęknęłam i z sykiem wciągnęłam powietrze do płuc. Swój wzrok cały czas utrzymywałam na ostrzu noża, nie miałam odwagi, żeby spojrzeć porywaczowi w oczy.
- No malutka, nareszcie się zabawimy. Od dawna mam na ciebie ochotę. - jego głos był zimny jak lód. Wiedziałam, że nie żartuję. Wiedziałam, że zaraz zostanę zgwałcona. Serce biło mi tak szybko i mocno, że myślałam, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Zadrżałam na całym ciele i dalej próbowałam powstrzymać łzy. Chciałam coś powiedzieć, ale wszystkie słowa uwięzły mi w gardle. Nie mogłam wydać już z siebie żadnego dźwięku. W końcu spojrzałam na faceta, który właśnie rozpinał swoje spodnie.
- Rozbieraj się! - ryknął, a później roześmiał się. I nie był to radosny śmiech, brzmiał złowieszczo. Mając nadzieję, że może uniknę śmierci, kiedy mu się oddam, zaczęłam się posłusznie rozbierać. Zdjęłam zwykłą białą bluzkę na krótki rękawek, a gdy już miałam ściągać spodnie, usłyszałam krzyk. Byłam w takim szoku, że nie zauważyłam jak ktoś się do nas zbliża. Na szczęście napastnik był za bardzo pochłonięty zrzucaniem własnego ubrania, i też nie usłyszał kroków mojego wybawcy. Później wszystko potoczyło się bardzo szybko. W jednej chwili porywacz stał, a w następnej leżał ogłuszony na trawniku obok mnie. Mężczyzna, który postanowił mnie uratować, kopnął jeszcze kilka razy bezwładne ciało, a kiedy miał pewność, że obrzydliwy facet nie obudzi się przez najbliższe kilkanaście minut, podszedł do mnie. Podał mi bluzkę i odwrócił wzrok, nie chcąc patrzeć na moje pół nagie ciało. Jaki miły i kulturalny - pomyślałam. A do tego taki odważny. Pospiesznie założyłam na siebie bluzkę i usiadłam, a twarz ukryłam w dłoniach. Przez kilka minut płakałam i głęboko oddychałam. W końcu uznałam, że wypadałoby podziękować nieznajomemu.
- Dziękuję ci, tak bardzo ci dziękuję. - powiedziałam drżącym głosem i znów się rozpłakałam. - Gdyby nie ty, nie wiem co by się ze mną stało. - mówiłam co chwila przerywając, bo wyrywał mi się kolejny szloch.
- Miałaś szczęście, że postanowiłem wrócić tą drogą do domu. Trzeba wezwać policję. - odezwał się w końcu wspaniały nieznajomy, i nie czekając na moją zgodzę, wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer alarmowy.
Policja zjawiła się w ciągu kilku minut. Przyjechały dwa radiowozy i trzech funkcjonariuszy od razu zapakowało dalej nieprzytomnego mężczyznę do wozu. No a potem zaczęła się typowa policyjna procedura. Ja i Nathaniel - nie przedstawił mi się, ale za to musiał podać swoje imię i nazwisko policji, stąd wiedziałam jak ma na imię - musieliśmy pojechać na posterunek i złożyć zeznania. Kiedy w końcu funkcjonariusze uznali, że możemy iść do domu, dochodziła trzecia w nocy. Byłam zupełnie wypompowana, przerażona - chociaż już trochę mniej- i nie marzyłam o niczym innym, jak gorąca kąpiel i ciepłe, miękkie łóżko.
- Proszę, zajrzyj kiedyś do Incognito. Pracuję tam, więc postawię Ci drinka. Chociaż tyle mogę zrobić, żeby Ci się odwdzięczyć. - nie podobało mi się to, że mówię tak słabym głosem, ale nie mogłam nic na to poradzić. Zerknęłam na mojego bohatera, a ten tylko kiwną głową, a potem odszedł w swoją stronę. Nie takiej reakcji oczekiwałam, ale na to również nic nie mogłam poradzić.
Po pół godzinie byłam już w domu. Tak jak wcześniej planowałam, wzięłam gorącą kąpiel, a potem od razu wsunęłam się pod ciepłą kołdrę. Przed zaśnięciem rozmyślałam o tajemniczym Nathanielu; o tym, czy jeszcze kiedyś go zobaczę. Miałam nadzieję, że tak.
~ Rozdział I ~
- Pam! - damski głos za moimi plecami, wyraźnie domagał się mojej uwagi. Westchnęłam cicho i powoli odwróciłam się w stronę Sanjity.
Sanjita to moja przyjaciółka. Całkiem niska, z pięknymi, długimi włosami w kolorze hebanu. Ma też śliczne, duże oczy, tak samo ciemne jak włosy. Sanjita jest hinduską, a w Nowym Orleanie mieszka od kilku lat. Poznałyśmy się w pracy i od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Jest chyba najbardziej optymistyczną i pogodną osobą jaką znam. A teraz, w końcu spojrzałam na jej uśmiechniętą twarzyczkę, co spowodowało, że i na mojej twarzy zakwitł szczery uśmiech.
- Sanji. - odparłam. Uniosłam swoje brwi do góry, zastanawiając się, czego tym razem przyjaciółka ode mnie chce. Biorąc pod uwagę to, jak pracowałyśmy, nie miałyśmy wiele czasu na pogawędki. Praca kelnerki tylko z pozoru wydaję się łatwa, ale tak naprawdę wcale taka nie jest. No bo, chcielibyście przez dwanaście godzin latać wokół stolików, obsługując nierzadko pijanych mężczyzn, którzy pchają ręce tam gdzie nie trzeba? To naprawdę nie jest przyjemne. Jednak czasami nie ma się wyboru. Na szczęście mam dobrego szefa, który dba o swój personel, więc często udaję się nam unikać nieprzyjemnych sytuacji.
- Matt Hilton znów gapi się na Twój tyłek. - szepnęła mi do ucha Sanjita. Uśmiech na jej twarzy był tak szeroki, że myślałam, że zaraz jej buźka dosłownie nie wytrzyma i popęka. Pokręciłam głową na boki i kolejny raz westchnęłam. Nie mogłam się jednak powstrzymać i kątem oka zerknęłam na Hiltona, który był już wyraźnie wstawiony. Często przychodził do naszego baru i równie często mnie zaczepiał. Nie był jednak w moim typie, więc nie zwracałam na niego uwagi. Wzruszyłam swoimi ramionami i posłałam Sanji rozbawione spojrzenie.
- Wiesz, że on mnie kompletnie nie interesuję. Znowu za dużo wypił i pewnie jakieś zbereźne myśli łażą mu po głowie. - odpowiedziałam jej równie cicho i postawiłam na tacy kilka kufli z piwem. - Oddaję go tobie. Teraz ty go obsłuż. Ja nie chcę się narażać na kolejne macanie po tyłku. - dodałam. Uśmiechnęłam się też trochę szerzej i mrugnęłam do swojej przyjaciółki. Niestety z jej twarzy uśmiech zniknął, ale wiedziałam, że się na mnie nie obraziła. W końcu ona nie raz oddawała mi zbyt pijanych klientów, którzy mieli na nią chrapkę.
Zrealizowałam wszystkie zamówienia i nareszcie miałam chwilę przerwy. Weszłam za barową ladę i stanęłam obok barmana; przez chwilę uważnie obserwowałam, jak przyrządza kolejne drinki.
- Jack, mógłbyś mnie kiedyś nauczyć mieszać te wszystkie trunki. - odezwałam się w końcu do barmana. Ach... Jack, moja miłość. Podkochuję się w nim od paru lat, ale oczywiście potajemnie. Nie mam zielonego pojęcia czy odwzajemnia on moje uczucia, i chyba nie chcę tego wiedzieć. Kilka razy w życiu się wygłupiłam, dlatego nie chcę powtórzyć tego błędu. Jack posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, którym obdarzał większość klientów. Och... chyba się rozpłynę. Weź się w garść Pam - nakazałam sobie w myślach.
- Jasne. Powiedz tylko kiedy.
- Hm... Może dzisiaj po pracy? - zażartowałam sobie, choć miałam nadzieję, że może będzie miał ochotę się ze mną spotkać.
- Wybacz kochanie, ale dzisiaj jestem zajęty. - odpowiedział mi kończąc przygotowywać mojito. No tak, mogłam się tego spodziewać. Jeśli chodzi o spotkania sam na sam, Jack chyba nigdy nie jest chętny. Czasami zastanawiam się, czy on nie jest gejem. Nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną.
- Pewnie. Nie ma sprawy. Innym razem. - ucięłam. Innym razem, jasne. Wyszłam zza baru i przeszłam wokół swoich stolików, upewniając się, że nikt niczego nie potrzebuję. Domyślałam się, że Sanjita pojawi się zaraz koło mnie, ale i tak lekko zadrżałam, kiedy położyła dłoń na moim ramieniu.
- Pam, uszy do góry. Kiedyś będzie cię błagał, żebyś się z nim umówiła. - cmoknęła mnie w policzek i obdarzyła kolejnym pogodnym uśmiechem. Dobrze mieć kogoś takiego, jak Sanji. Uśmiechnęłam się do niej, chociaż przyszło mi to z wielkim trudem, przez co uśmiech nie wyglądał na dość szczery. Nic nie mogłam na to poradzić.
- Sanji, mogę dzisiaj wyjść wcześniej? - spytałam. - Mam kilka spraw do załatwienia. - skłamałam. Tak naprawdę chciałam pogrążyć się w smutku i wypić drinka w samotności. Facet, którego kocham mnie nie chce. Ale jak ma mnie chcieć, skoro nawet nie wie o tym co do niego czuję? Jesteś idiotką - skarciłam samą siebie.
- Jasne, idź. Tylko powiadom o tym szefuńcia. - odparła radosnym głosem Sanji, a potem wróciła do pracy.
- Dzięki. - mruknęłam pod nosem. Zdjęłam fartuszek i poszłam na zaplecze, gdzie przesiadywał Alan. Tak, Alan jest moim pracodawcą. Wysoki, ma chyba z metr dziewięćdziesiąt wzrostu, krótkie blond włosy i przecudne niebieskie oczy. Jest dobrze zbudowany, i wcale się nie zdziwię, kiedy zobaczę go na okładce jakiegoś magazynu. Jest ode mnie 7 lat starszy, ale niestety ma żonę.
Zapukałam do drzwi jego biura, odczekałam chwilę i weszłam do środka. Alan właśnie rozmawiał przez telefon, więc milcząc poczekałam aż skończy rozmowę.
- Szefie, wychodzę dzisiaj wcześniej. Mam do załatwienia kilka spraw. Jeżeli chcesz, to jutro przyjdę godzinę wcześniej. - powiedziałam spokojnie i przywdziałam na twarz najbardziej niewinną minę, na jaką potrafiłam się zdobyć. Alan dobrze mnie znał, więc musiałam dobrze ukrywać swoje emocje.
- Niech będzie. Jednak staraj się umawiać tak, żeby spotkania nie wypadały ci w godzinach pracy. - rzucił do mnie, wyraźnie myśląc o czymś innym. Ale to dobrze. Nie chciałam mu się teraz spowiadać z moich błahych problemów.
- Przepraszam i dziękuję. - odparłam i pospiesznie wyszłam z gabinetu. Wyjęłam ze swojej szafki torebkę i schowałam do niej fartuszek, a potem, tylnymi drzwiami opuściłam "Incognito" - tak właśnie nazywa się bar, w którym pracuję.
Odetchnęłam, kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz. Lato na południu zaczyna się całkiem wcześnie, więc teraz, w czerwcu, było już bardzo ciepło. Dzisiaj trochę padało, dlatego było trochę chłodniej. Jednak nie na tyle, żeby zakładać coś z długim rękawem. Był przyjemny wieczór i wiał delikatny wiatr. Na ulicach robiło się coraz ciszej, i chodziło po nich coraz mniej ludzi. Pomimo tego, że mam prawo jazdy, to nie mam samochodu, więc do domu wracam na piechotę. Na szczęście nie mam zbyt daleko.
Tego wieczoru wracałam tą samą drogą co zwykle. Przeszłam przez ostatnią dużą ulicę i skręciłam w prawo, w uliczkę, która prowadziło prosto do kamienicy, w której mieszkałam. Niestety, nie dane mi było do niej dojść. Poczułam jak czyjaś ręka obejmuję mnie w pasie, a chwilę potem opierałam się plecami o tors jakiegoś mężczyzny. Pisnęłam, ale nie na wiele się to zdało, bo paskudne i cuchnące łapsko zasłoniło moje usta. Przez chwilę szarpałam się i walczyłam, ale w końcu opadłam z sił, a w mojej głowie dudniła jedna myśl: czy dożyję do jutra?
Sanjita to moja przyjaciółka. Całkiem niska, z pięknymi, długimi włosami w kolorze hebanu. Ma też śliczne, duże oczy, tak samo ciemne jak włosy. Sanjita jest hinduską, a w Nowym Orleanie mieszka od kilku lat. Poznałyśmy się w pracy i od razu się zaprzyjaźniłyśmy. Jest chyba najbardziej optymistyczną i pogodną osobą jaką znam. A teraz, w końcu spojrzałam na jej uśmiechniętą twarzyczkę, co spowodowało, że i na mojej twarzy zakwitł szczery uśmiech.
- Sanji. - odparłam. Uniosłam swoje brwi do góry, zastanawiając się, czego tym razem przyjaciółka ode mnie chce. Biorąc pod uwagę to, jak pracowałyśmy, nie miałyśmy wiele czasu na pogawędki. Praca kelnerki tylko z pozoru wydaję się łatwa, ale tak naprawdę wcale taka nie jest. No bo, chcielibyście przez dwanaście godzin latać wokół stolików, obsługując nierzadko pijanych mężczyzn, którzy pchają ręce tam gdzie nie trzeba? To naprawdę nie jest przyjemne. Jednak czasami nie ma się wyboru. Na szczęście mam dobrego szefa, który dba o swój personel, więc często udaję się nam unikać nieprzyjemnych sytuacji.
- Matt Hilton znów gapi się na Twój tyłek. - szepnęła mi do ucha Sanjita. Uśmiech na jej twarzy był tak szeroki, że myślałam, że zaraz jej buźka dosłownie nie wytrzyma i popęka. Pokręciłam głową na boki i kolejny raz westchnęłam. Nie mogłam się jednak powstrzymać i kątem oka zerknęłam na Hiltona, który był już wyraźnie wstawiony. Często przychodził do naszego baru i równie często mnie zaczepiał. Nie był jednak w moim typie, więc nie zwracałam na niego uwagi. Wzruszyłam swoimi ramionami i posłałam Sanji rozbawione spojrzenie.
- Wiesz, że on mnie kompletnie nie interesuję. Znowu za dużo wypił i pewnie jakieś zbereźne myśli łażą mu po głowie. - odpowiedziałam jej równie cicho i postawiłam na tacy kilka kufli z piwem. - Oddaję go tobie. Teraz ty go obsłuż. Ja nie chcę się narażać na kolejne macanie po tyłku. - dodałam. Uśmiechnęłam się też trochę szerzej i mrugnęłam do swojej przyjaciółki. Niestety z jej twarzy uśmiech zniknął, ale wiedziałam, że się na mnie nie obraziła. W końcu ona nie raz oddawała mi zbyt pijanych klientów, którzy mieli na nią chrapkę.
Zrealizowałam wszystkie zamówienia i nareszcie miałam chwilę przerwy. Weszłam za barową ladę i stanęłam obok barmana; przez chwilę uważnie obserwowałam, jak przyrządza kolejne drinki.
- Jack, mógłbyś mnie kiedyś nauczyć mieszać te wszystkie trunki. - odezwałam się w końcu do barmana. Ach... Jack, moja miłość. Podkochuję się w nim od paru lat, ale oczywiście potajemnie. Nie mam zielonego pojęcia czy odwzajemnia on moje uczucia, i chyba nie chcę tego wiedzieć. Kilka razy w życiu się wygłupiłam, dlatego nie chcę powtórzyć tego błędu. Jack posłał mi jeden ze swoich firmowych uśmiechów, którym obdarzał większość klientów. Och... chyba się rozpłynę. Weź się w garść Pam - nakazałam sobie w myślach.
- Jasne. Powiedz tylko kiedy.
- Hm... Może dzisiaj po pracy? - zażartowałam sobie, choć miałam nadzieję, że może będzie miał ochotę się ze mną spotkać.
- Wybacz kochanie, ale dzisiaj jestem zajęty. - odpowiedział mi kończąc przygotowywać mojito. No tak, mogłam się tego spodziewać. Jeśli chodzi o spotkania sam na sam, Jack chyba nigdy nie jest chętny. Czasami zastanawiam się, czy on nie jest gejem. Nigdy nie widziałam go z żadną dziewczyną.
- Pewnie. Nie ma sprawy. Innym razem. - ucięłam. Innym razem, jasne. Wyszłam zza baru i przeszłam wokół swoich stolików, upewniając się, że nikt niczego nie potrzebuję. Domyślałam się, że Sanjita pojawi się zaraz koło mnie, ale i tak lekko zadrżałam, kiedy położyła dłoń na moim ramieniu.
- Pam, uszy do góry. Kiedyś będzie cię błagał, żebyś się z nim umówiła. - cmoknęła mnie w policzek i obdarzyła kolejnym pogodnym uśmiechem. Dobrze mieć kogoś takiego, jak Sanji. Uśmiechnęłam się do niej, chociaż przyszło mi to z wielkim trudem, przez co uśmiech nie wyglądał na dość szczery. Nic nie mogłam na to poradzić.
- Sanji, mogę dzisiaj wyjść wcześniej? - spytałam. - Mam kilka spraw do załatwienia. - skłamałam. Tak naprawdę chciałam pogrążyć się w smutku i wypić drinka w samotności. Facet, którego kocham mnie nie chce. Ale jak ma mnie chcieć, skoro nawet nie wie o tym co do niego czuję? Jesteś idiotką - skarciłam samą siebie.
- Jasne, idź. Tylko powiadom o tym szefuńcia. - odparła radosnym głosem Sanji, a potem wróciła do pracy.
- Dzięki. - mruknęłam pod nosem. Zdjęłam fartuszek i poszłam na zaplecze, gdzie przesiadywał Alan. Tak, Alan jest moim pracodawcą. Wysoki, ma chyba z metr dziewięćdziesiąt wzrostu, krótkie blond włosy i przecudne niebieskie oczy. Jest dobrze zbudowany, i wcale się nie zdziwię, kiedy zobaczę go na okładce jakiegoś magazynu. Jest ode mnie 7 lat starszy, ale niestety ma żonę.
Zapukałam do drzwi jego biura, odczekałam chwilę i weszłam do środka. Alan właśnie rozmawiał przez telefon, więc milcząc poczekałam aż skończy rozmowę.
- Szefie, wychodzę dzisiaj wcześniej. Mam do załatwienia kilka spraw. Jeżeli chcesz, to jutro przyjdę godzinę wcześniej. - powiedziałam spokojnie i przywdziałam na twarz najbardziej niewinną minę, na jaką potrafiłam się zdobyć. Alan dobrze mnie znał, więc musiałam dobrze ukrywać swoje emocje.
- Niech będzie. Jednak staraj się umawiać tak, żeby spotkania nie wypadały ci w godzinach pracy. - rzucił do mnie, wyraźnie myśląc o czymś innym. Ale to dobrze. Nie chciałam mu się teraz spowiadać z moich błahych problemów.
- Przepraszam i dziękuję. - odparłam i pospiesznie wyszłam z gabinetu. Wyjęłam ze swojej szafki torebkę i schowałam do niej fartuszek, a potem, tylnymi drzwiami opuściłam "Incognito" - tak właśnie nazywa się bar, w którym pracuję.
Odetchnęłam, kiedy tylko znalazłam się na zewnątrz. Lato na południu zaczyna się całkiem wcześnie, więc teraz, w czerwcu, było już bardzo ciepło. Dzisiaj trochę padało, dlatego było trochę chłodniej. Jednak nie na tyle, żeby zakładać coś z długim rękawem. Był przyjemny wieczór i wiał delikatny wiatr. Na ulicach robiło się coraz ciszej, i chodziło po nich coraz mniej ludzi. Pomimo tego, że mam prawo jazdy, to nie mam samochodu, więc do domu wracam na piechotę. Na szczęście nie mam zbyt daleko.
Tego wieczoru wracałam tą samą drogą co zwykle. Przeszłam przez ostatnią dużą ulicę i skręciłam w prawo, w uliczkę, która prowadziło prosto do kamienicy, w której mieszkałam. Niestety, nie dane mi było do niej dojść. Poczułam jak czyjaś ręka obejmuję mnie w pasie, a chwilę potem opierałam się plecami o tors jakiegoś mężczyzny. Pisnęłam, ale nie na wiele się to zdało, bo paskudne i cuchnące łapsko zasłoniło moje usta. Przez chwilę szarpałam się i walczyłam, ale w końcu opadłam z sił, a w mojej głowie dudniła jedna myśl: czy dożyję do jutra?
czwartek, 4 lipca 2013
~ Wstęp ~
Witajcie.
Blog ten powstał po to, abym mogła podzielić się z Wami swoimi wypocinami. Chcę tu opisać historię dwójki ludzi, która będzie się opierała głównie na ich miłości. Pomyślicie sobie pewnie teraz, że to jakiś kolejny ckliwy tekst - i pewnie macie rację. Jednak, po raz pierwszy będę robiła coś takiego i to właśnie miłość wydała mi się najprostszym tematem. Mam nadzieję, że za jakiś czas, kiedy nabiorę już trochę doświadczenia, napiszę coś, co będzie miało w sobie więcej adrenaliny i ciekawych akcji.
Póki co zacznę właśnie od czegoś takiego, czyli prostej historii o miłości. Mimo wszystko liczę na to, że przynajmniej niektórym z Was spodoba się to, co będę tu opisywała.
Zważając na dość późną już porę, pierwszy rozdział pojawi się jutro.
Pozdrawiam, P.
Blog ten powstał po to, abym mogła podzielić się z Wami swoimi wypocinami. Chcę tu opisać historię dwójki ludzi, która będzie się opierała głównie na ich miłości. Pomyślicie sobie pewnie teraz, że to jakiś kolejny ckliwy tekst - i pewnie macie rację. Jednak, po raz pierwszy będę robiła coś takiego i to właśnie miłość wydała mi się najprostszym tematem. Mam nadzieję, że za jakiś czas, kiedy nabiorę już trochę doświadczenia, napiszę coś, co będzie miało w sobie więcej adrenaliny i ciekawych akcji.
Póki co zacznę właśnie od czegoś takiego, czyli prostej historii o miłości. Mimo wszystko liczę na to, że przynajmniej niektórym z Was spodoba się to, co będę tu opisywała.
Zważając na dość późną już porę, pierwszy rozdział pojawi się jutro.
Pozdrawiam, P.
Subskrybuj:
Posty (Atom)